poniedziałek, 10 listopada 2014

[...] Najbardziej 'wykwintnie' zbudowany mężczyzna wyszedł mi naprzeciw. Echo jego ciężkich kroków rozniosło się po całej posiadłości. Uniosłam delikatnie głowę i zmierzyłam wzrokiem nadchodzącego człowieka. Wydawał się jakiś... znajomy...
- Witaj ponownie ślicznotko, nadal świetnie się trzymasz..- hardy, męski głos przerwał wieczorną ciszę
- Steven Powens, jak miło...- Ściągnęłam z głowy kaptur i lekko skinęłam głowę ku niemu, witając starą, znajomą twarz.Tego głosu nie dało się po prostu ot tak, zapomnieć.- który to już raz zaszczycasz mnie swoją obecnością?
- Obiecuję Ci, że ten będzie ostatni.
- Nic się nie zmieniłeś, nadał zbyt głupi i za bardzo pewny siebie...
Widać że trafiłam.
Jego twarz nabrała dziwnego wyglądu.
Ekscytacja rodziła u tego człowieka poczucie nieograniczonej władzy, a sam on uważał się za nieśmiertelnego samca alfa w tych rejonach. Co ten chory świat robi z ludźmi. Świat, polityka i pieniądze. Mnóstwo pieniędzy. Powariowali do końca... Z drugiej strony ten fakt, a już widok tej sytuacji w szczególności był tak bardzo komiczny. Z chwili na chwilę coraz bardziej, że ledwo udało mi się powstrzymać od śmiechu, po co robić mu przykrość, niech się jeszcze chłopak trochę pokompromituje, a co.
- Uważaj co mówisz Mentis..
Skupiłam na nim wzrok i wybuchnęłam śmiechem, (no nie dałam już rady). Takiego cyrku już długo nie widziałam. Na brzmienie wyraz 'Mentis' reszta grupy skupiła się na jednym punkcie i szerzej pootwierali swoje małe, szare - szczurze oczka. Troje mężczyzn stojących za plecami Powensa chyba nie było uświadomionych, do kogo zostali przyprowadzeni (a to niespodzianka!)
Spojrzeli z dezorientacją na siebie, jeden nawet przełknął ślinę, jednak po chwili wrócili na swoje pozycje. Steven był już zaledwie o kilka kroków ode mnie i przystanął.
- co tak w ogóle masz zamiar zrobić Stev? chyba nie sądzisz, że możesz tak po prostu przyjść do mnie i ot tak sobie zaczepiać...
- wcześniej nie miałaś z tym problemu.
- bo wcześniej Twoja morda nie była problemem.
Stev zwątpił. Uniósł głowę w grymasie, coś na podobę gniewu i wbił się wzrokiem w moją postać.

Widziałam wszystko.
Zamknięte oczy nie przeszkadzają mi w patrzeniu, co więcej? Widzę wyraźniej.
Kaptur delikatnie opadł na moje czoło, włosy zasłoniły twarz. Ta zimna suka jest tu razem ze mną.
We mnie.
I właśnie ta zimna suka wyśle demony do piekła.
Otworzyłam oczy.
Zieleń zamienia się w czerwień.
Szmaragdy w Rubiny.
Kate zamienia się w Jenn.
Transformacja.

środa, 19 lutego 2014

    Aleja Siterow miasteczka Stensern Wille, najbardziej oddalona od centrum wyglądała dziś bardziej ponuro niż zwykle. Przez cały dzisiejszy dzień wykonane trzy zlecenia z powodzeniem. Zarzucają mi brak sumienia, z czym kompletnie pragnę się nie zgodzić ( Jenn znów uważa inaczej twierdząc że być może mają rację). Gdzieś w środku mnie tkwi kawał zimnej, brutalnej suki, na ogół jednak kieruję się stoickim spokojem. Precyzja, doskonalenie umiejętności, zwinność i treningi nade wszystko.
 ''Technika i treningi uczynią z Ciebie mistrza''. 
Słyszę to każdego dnia, już na wejściu do biura. Burza myśli naraz uderza do głowy, kiedy mijam ostatnie metry od wyznaczonego celu. Ostatnie zadanie na dzisiaj i fajrant. Być może jedno z trudniejszych, no ale, na sprawdzian nigdy nie jest za późno. Przyśpieszyłam kroku. Nadchodził już wieczór.

    Pewna para starszych ludzi idących powolnie pod rękę minęła mnie na zakręcie. Ciepły głos starszej pani uderzył gwałtownie w moje skronie, wyrywając mnie z przemyśleń.
''- To był na prawdę cudowny dzień Stefanie, cóż za piękny dzień. Świat jest piękny, życie jest piękne, aż chce się żyć !''
Starszy pan uśmiechnął się do małżonki i pocałował delikatnie jej dłoń. Zwolniłam na chwilę i uniosłam wzrok. Na moment oderwałam się od rozmyśleń i spojrzałam na nich. Na mojej twarzy chyba zagościł niespodziewanie delikatny uśmiech. Tak dużo miłości było w tych osobach. Kiedy już śmielej uśmiechnęłam się do siebie,w tym momencie spojrzała na mnie starsza pani . Złapała się mocniej swojego męża i nieśmiało odwzajemniła uśmiechem. Ten widok zwrócił uwagę i wszystkie moje zmysły ku sobie.
Czy faktycznie jest na tym świecie jeszcze takie dobro? 
Czy oni tak naprawdę nie udają przed ludźmi, jak bardzo się kochają, a może tuż po powrocie do domu oboje krzywdzą siebie nawzajem? 
Nie wiem, może.. Chciałabym, żeby tak było, żeby na świecie byli jeszcze tacy ludzie, którzy mają serce. I to może śmieszne, że mówi to osoba, która "nie posiada sumienia", serce gdzieś zamarznięte grubo pod skórą, a umysł tak bardzo zmechanizowany, że rozsiewa wokół siebie dziwną aurę, tak, wiem.. Ludzie chyba nie są do końca świadomi, ile zła niesie każdy dzień. Ile śmierci ma miejsce codziennie i ile brutalności przejawia się w innych ludziach. Każdy ma swoją sztuczną, wyimaginowaną rzeczywistość, w której jeszcze jakoś mało-wiele funkcjonuje. Niestety, nie dano mi tego zaszczytu, o ile można to w ogóle tak nazwać. W każdym razie, miły widok starszej pary utkwił mi w pamięci. Przyśpieszyłam.
To nie moja bajka. Po takim życiu, które prowadzę teraz, nie jest mi dane marzyć o takim końcu (Może w następnym wcieleniu).
Odruchowo ruszyłam naprzód.
Pokerowa mina ponownie zawitała na mojej twarzy, a kaptur peleryny zakrył ją kompletnie. Dobry kawałek czułam wzrok seniorów na swoich plecach. Chyba to nie był odpowiedni czas i miejsce, żeby się zetknąć, nawet przypadkiem. Na pożegnanie słyszałam tylko kilka ostatnich słów przechodniów:
- widziałeś ją Kochanie? nie pochodzi stąd, prawda?
- nikt się tutaj tak nie ubiera.A jej spojrzenie? To nie nasza uroda..

Mieli rację.
Pochodzę z zimnych krajów, gdzie śnieg i mróz gości na codzień, a ludzie doskonale  radzą sobie z takim żywiołem. I być może dlatego nienawidzę ciepłych klimatów.
 Duszę się tutaj jak w klatce. Gdyby nie Jim Anders, prawdopodobnie wiodłabym spokojne życie w przytulnym domku w górach. Tęsknię za tymi widokami.
Skręcając w wąską dróżkę, praktycznie zapomnianą już w tej cywilizacji, być może (a raczej na pewno!) dlatego, że jest bardzo niebezpieczna, powoli, krok po kroku byłam coraz bliżej celu. Stroma ścieżka tuż przy zboczu ostrego klifu najwidoczniej nie miała zamiaru mi ułatwiać zadania. No cóż, nawet przedmioty martwe okazują się być wredne, tak samo jak całe to chore miasteczko.
Chyba zwymiotuję.
 Ruszyłam przed siebie. Dłonie wędrowały gdzieś po ścianie klifu, lekko raniąc mnie w palce.
Powoli, zwinnymi stąpnięciami udało się pokonać cały ten śmieszny tor przeszkód, jaki przyrządziła mi martwa natura. Na samym końcu droga była najwęższa. Otworzyłam szerzej oczy i dostrzegłam gałąź. Pierwsza myśl? Jeszcze nie raz uratuje mi tyłek. Druga? Co za kretyn budował tę ścieżkę?!

Przeskok nad przepaścią i nagle znajdujemy się u bram celu.
     Stary port morski Stensern Wille, nieczynny już od dwunastu lat, nadal odstraszał turystów swoim wyglądem, w co wcale nie wątpię. Głuchy hałas przecinanych łańcuchów i reszty blokującego wejście żelaznych elementów odbijających się o beton przeciął przerażającą ciszę jaka tutaj panowała. Zero życia. Tylko błysk diamentowej rękojeści Columbii. Z szeroko otwartym umysłem, wyczulonym zmysłem łowieckim i precyzyjnym wzrokiem weszłam w głąb. W powietrzu unosił się nieprzyjemny, mdły zapach starych, pogniłych ryb, a wokół porozrzucane sieci, kontenery ustawione rzędowo i mnóstwo śmieci wokoło. Ładny syf, mógłby ktoś tu w końcu posprzątać. Może wtedy chociaż mieszkańcy nie omijali tego miejsca szerokim łukiem. Niezły pożytek mógłby być jeszcze z tych budynków. No tak, dzisiejsza polityka. Zamknęłam oczy.
Niech teraz ktoś inny łapie za ster. Pozwoliłam, żeby Medium zaczęło działać za mnie. Skierowało mnie ku krawędzi klifu. Stanęłam na szczycie i spojrzałam w dół. Z chwili na chwilę, morskie fale coraz gwałtowniej uderzały o ściany brzegu. Uniosłam głowę. Zbierało się na sztorm. Nagle moja dłoń powędrowała do kabury przy pasku.
Nie byłam sama.
 Ponownie zamknęłam oczy. Mimo tego iż stałam plecami, moja widoczność ogarniała całe 360 stopni, wszystko co znajdowało się dookoła, każdy pieprzony element układanki. Przydatne jednak to przekleństwo. Uśmiechnęłam się. Jeszcze chwila  i zasiądę w fotelu z kubkiem mocnej czarnej kawy w dłoniach.
- Mentis, nie waż mi się ruszać.
Pewny siebie głos uderzył echem o ściany portu. Nie jeden. Czterech. Odwróciłam się i w ciemności późnego wieczoru, delikatnym skinieniem głowy, powitałam panów z pełną kulturą. Lekka poświata księżyca oświetliła ich twarze. Grymas przypominający uśmiech zagościł na ich buziach. Pomimo pozorów jakie stwarzali i starali się zachować, sądzę że to nie będzie zbyt miła rozmowa... [...]

wtorek, 18 lutego 2014

Początek

    Mroźny, wtorkowy poranek, pierwsze dni grudnia.
 Tego dnia nie zapomnę do końca swojego życia. Pierwsze promienie wschodzącego, zimowego słońca rozbudziły moje zmysły. Jeden mocny wdech. Zapowiadał się ciężki dzień w pracy. Gdzieś w głowie nadal krążą różne myśli, a w ustach czuć posmak mocnej, czarnej kawy. Kubek nadal stoi na stoliku, nieruszone ciastka z talerza obok i notes. Coś mnie natchnęło, żeby go otworzyć. Na okładce wyrazisty napis
'J.K. Mentis Ainsworth' 
 i jedno krótkie słowo na spodzie. 
"Destiny" 

. Lekko uchyliłam okładkę. 
Pierwsze stronnice pożółkły już wypełnione kilka lat temu. Dokładnie siedem.
 Jak na swój wiek, wygląda całkiem w porządku, chociaż jego przeznaczenie i zawartość nie jest już tak przyzwoita jak z zewnątrz. Gruby, oprawiony w czarną skórę zeszyt, a w nim wszystko, całe moje życie. Miejsce, gdzie przeszłość góruje nad teraźniejszością i z premedytacją pali grunt pod jej stopami. Przyszłość stoi z boku i czeka na właściwy moment, chociaż jej losy wcale nie są oczywiste. Wszystko może się zmienić i zmieni się na pewno. No ale nic, nie teraz. Jest za wcześnie, by o wszystkim mówić naraz. 
Zamknęłam notatnik i odłożyłam go na biurku. 
Zegar właśnie wskazywał jedenastą. kątem oka spojrzałam na kubek po kawie, delikatnie oblizując wargi. Ostatnio mój organizm coraz bardziej potrzebuje kofeiny. Chwytając swój czarny płaszcz w lewą rękę, ze zwinnością opuściłam mieszkanie. Czwarte piętro na osiedlu Willowrich nadal leniwie budziło się do życia. Zbiegając ze schodów, moje życiowe motto ponownie powitało mój drobny, rudowłosy łeb. 
Dzień dobry Katerino, mamy dzisiaj dużo pracy.
 Nie ma czasu na pieprzenie, drugiej szansy nie będzie. Coraz częściej zastanawiam się, czy szósty zmysł to fatum czy błogosławieństwo, (bądź też jak uważa Jenn) kwestia przyzwyczajenia.

Some words about

     Przemyślenia..
Wieczorne rozkminy to u mnie codzienność. Przychodzą nagle i sterczą w głowie jak sople na dachu domów, mroźną, siaczystą zimą. Przeklęta pora roku. Niegdyś tyle znacząca, teraz tak bardzo znienawidzona.Dobrze, że już idzie wiosna... Trochę to smutne i przykre, że ktoś, kto był dla Ciebie tak bardzo ważny, może zrujnować Ci życie na tyle, że w końcu nienawidzisz samą siebie. To co kiedyś sprawiało Tobie największą radość, teraz kojarzy się z bólem, a chora przeszłość nachalnie wraca każdego wieczoru, kiedy zamykasz oczy i widzisz jego twarz, uśmiech, postawę. Barwę jego oczu... Trochę to nienormalne. Przecież tego już dawno nie ma. Mydlana bańka wyimaginowanej rzeczywstości z tamtych czasów pękła, więc nadal pozostaje pytanie: Dlaczego? I czemu to coś nie chce odpuścić?
Milion pytań bez odpowiedzi. Mija rok, odkąd moje życie nabrało innego biegu.

  Jestem Mentis.
Nie jest to moje prawdziwe, pełne imię, zaledwie pseudonim, które nadano mi po kilku pierwszych powodzeniach w zawodzie. Z czasem każdy rozpoznawał tą chorą ksywkę, stała się dość popularna. Podsumowując to wszystko, uważam że jednak to prawdziwe imię jest jeszcze bardziej chore i popieprzone, dlatego zostańmy przy tym jak jest.. To co zamierzam tutaj umieszczać jest pojęciem względnym. Czasem będzie to coś na miarę pozytywu, czasem jedno wielkie gówno. Dużo opowiadań, łączących się w jedną wielką całość, ukazujące obraz mojego zmechanizowanego doszczętnie już umysłu.
Chociaż nie.
 Cały ten blog będzie jednym wielkim opowiadaniem na faktach.
Boże, co ja tu robię..
Zresztą..
Po to są blogi, prawda?
                żeby wyrzucić z siebie to, co leży na sercu.