środa, 19 lutego 2014

    Aleja Siterow miasteczka Stensern Wille, najbardziej oddalona od centrum wyglądała dziś bardziej ponuro niż zwykle. Przez cały dzisiejszy dzień wykonane trzy zlecenia z powodzeniem. Zarzucają mi brak sumienia, z czym kompletnie pragnę się nie zgodzić ( Jenn znów uważa inaczej twierdząc że być może mają rację). Gdzieś w środku mnie tkwi kawał zimnej, brutalnej suki, na ogół jednak kieruję się stoickim spokojem. Precyzja, doskonalenie umiejętności, zwinność i treningi nade wszystko.
 ''Technika i treningi uczynią z Ciebie mistrza''. 
Słyszę to każdego dnia, już na wejściu do biura. Burza myśli naraz uderza do głowy, kiedy mijam ostatnie metry od wyznaczonego celu. Ostatnie zadanie na dzisiaj i fajrant. Być może jedno z trudniejszych, no ale, na sprawdzian nigdy nie jest za późno. Przyśpieszyłam kroku. Nadchodził już wieczór.

    Pewna para starszych ludzi idących powolnie pod rękę minęła mnie na zakręcie. Ciepły głos starszej pani uderzył gwałtownie w moje skronie, wyrywając mnie z przemyśleń.
''- To był na prawdę cudowny dzień Stefanie, cóż za piękny dzień. Świat jest piękny, życie jest piękne, aż chce się żyć !''
Starszy pan uśmiechnął się do małżonki i pocałował delikatnie jej dłoń. Zwolniłam na chwilę i uniosłam wzrok. Na moment oderwałam się od rozmyśleń i spojrzałam na nich. Na mojej twarzy chyba zagościł niespodziewanie delikatny uśmiech. Tak dużo miłości było w tych osobach. Kiedy już śmielej uśmiechnęłam się do siebie,w tym momencie spojrzała na mnie starsza pani . Złapała się mocniej swojego męża i nieśmiało odwzajemniła uśmiechem. Ten widok zwrócił uwagę i wszystkie moje zmysły ku sobie.
Czy faktycznie jest na tym świecie jeszcze takie dobro? 
Czy oni tak naprawdę nie udają przed ludźmi, jak bardzo się kochają, a może tuż po powrocie do domu oboje krzywdzą siebie nawzajem? 
Nie wiem, może.. Chciałabym, żeby tak było, żeby na świecie byli jeszcze tacy ludzie, którzy mają serce. I to może śmieszne, że mówi to osoba, która "nie posiada sumienia", serce gdzieś zamarznięte grubo pod skórą, a umysł tak bardzo zmechanizowany, że rozsiewa wokół siebie dziwną aurę, tak, wiem.. Ludzie chyba nie są do końca świadomi, ile zła niesie każdy dzień. Ile śmierci ma miejsce codziennie i ile brutalności przejawia się w innych ludziach. Każdy ma swoją sztuczną, wyimaginowaną rzeczywistość, w której jeszcze jakoś mało-wiele funkcjonuje. Niestety, nie dano mi tego zaszczytu, o ile można to w ogóle tak nazwać. W każdym razie, miły widok starszej pary utkwił mi w pamięci. Przyśpieszyłam.
To nie moja bajka. Po takim życiu, które prowadzę teraz, nie jest mi dane marzyć o takim końcu (Może w następnym wcieleniu).
Odruchowo ruszyłam naprzód.
Pokerowa mina ponownie zawitała na mojej twarzy, a kaptur peleryny zakrył ją kompletnie. Dobry kawałek czułam wzrok seniorów na swoich plecach. Chyba to nie był odpowiedni czas i miejsce, żeby się zetknąć, nawet przypadkiem. Na pożegnanie słyszałam tylko kilka ostatnich słów przechodniów:
- widziałeś ją Kochanie? nie pochodzi stąd, prawda?
- nikt się tutaj tak nie ubiera.A jej spojrzenie? To nie nasza uroda..

Mieli rację.
Pochodzę z zimnych krajów, gdzie śnieg i mróz gości na codzień, a ludzie doskonale  radzą sobie z takim żywiołem. I być może dlatego nienawidzę ciepłych klimatów.
 Duszę się tutaj jak w klatce. Gdyby nie Jim Anders, prawdopodobnie wiodłabym spokojne życie w przytulnym domku w górach. Tęsknię za tymi widokami.
Skręcając w wąską dróżkę, praktycznie zapomnianą już w tej cywilizacji, być może (a raczej na pewno!) dlatego, że jest bardzo niebezpieczna, powoli, krok po kroku byłam coraz bliżej celu. Stroma ścieżka tuż przy zboczu ostrego klifu najwidoczniej nie miała zamiaru mi ułatwiać zadania. No cóż, nawet przedmioty martwe okazują się być wredne, tak samo jak całe to chore miasteczko.
Chyba zwymiotuję.
 Ruszyłam przed siebie. Dłonie wędrowały gdzieś po ścianie klifu, lekko raniąc mnie w palce.
Powoli, zwinnymi stąpnięciami udało się pokonać cały ten śmieszny tor przeszkód, jaki przyrządziła mi martwa natura. Na samym końcu droga była najwęższa. Otworzyłam szerzej oczy i dostrzegłam gałąź. Pierwsza myśl? Jeszcze nie raz uratuje mi tyłek. Druga? Co za kretyn budował tę ścieżkę?!

Przeskok nad przepaścią i nagle znajdujemy się u bram celu.
     Stary port morski Stensern Wille, nieczynny już od dwunastu lat, nadal odstraszał turystów swoim wyglądem, w co wcale nie wątpię. Głuchy hałas przecinanych łańcuchów i reszty blokującego wejście żelaznych elementów odbijających się o beton przeciął przerażającą ciszę jaka tutaj panowała. Zero życia. Tylko błysk diamentowej rękojeści Columbii. Z szeroko otwartym umysłem, wyczulonym zmysłem łowieckim i precyzyjnym wzrokiem weszłam w głąb. W powietrzu unosił się nieprzyjemny, mdły zapach starych, pogniłych ryb, a wokół porozrzucane sieci, kontenery ustawione rzędowo i mnóstwo śmieci wokoło. Ładny syf, mógłby ktoś tu w końcu posprzątać. Może wtedy chociaż mieszkańcy nie omijali tego miejsca szerokim łukiem. Niezły pożytek mógłby być jeszcze z tych budynków. No tak, dzisiejsza polityka. Zamknęłam oczy.
Niech teraz ktoś inny łapie za ster. Pozwoliłam, żeby Medium zaczęło działać za mnie. Skierowało mnie ku krawędzi klifu. Stanęłam na szczycie i spojrzałam w dół. Z chwili na chwilę, morskie fale coraz gwałtowniej uderzały o ściany brzegu. Uniosłam głowę. Zbierało się na sztorm. Nagle moja dłoń powędrowała do kabury przy pasku.
Nie byłam sama.
 Ponownie zamknęłam oczy. Mimo tego iż stałam plecami, moja widoczność ogarniała całe 360 stopni, wszystko co znajdowało się dookoła, każdy pieprzony element układanki. Przydatne jednak to przekleństwo. Uśmiechnęłam się. Jeszcze chwila  i zasiądę w fotelu z kubkiem mocnej czarnej kawy w dłoniach.
- Mentis, nie waż mi się ruszać.
Pewny siebie głos uderzył echem o ściany portu. Nie jeden. Czterech. Odwróciłam się i w ciemności późnego wieczoru, delikatnym skinieniem głowy, powitałam panów z pełną kulturą. Lekka poświata księżyca oświetliła ich twarze. Grymas przypominający uśmiech zagościł na ich buziach. Pomimo pozorów jakie stwarzali i starali się zachować, sądzę że to nie będzie zbyt miła rozmowa... [...]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz